poniedziałek, 5 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 30

                                  *Anna*
Czując ciepło na swoich ustach, otworzyłam oczy i zobaczyłam Josha, zatapiającego się w moje wargi z pasją. Z powrotem je zamknęłam i ręką jedynie wytrąciłam słuchawkę z ucha. Położyłam dłoń na jego policzku, a mój kciuk głodzi jego skórę. Odsunął delikatnie głowę i otworzył oczy równocześnie z moimi.
- ... Na prawdę. - wyszeptał, dając mi temat do rozmyślań i niepewności.
Nie wiedziałam o czym właśnie powiedział.
Chyba coś musiałam ominąć..
Uniosłam brew w geście niewiedzy i prośby o wytłumaczenie, ewentualnie krótkie streszczenie sytuacji.
- Na prawdę jesteśmy już w szkole. - dodał, ale wydał mi się na zmieszanego i nie pewnego.
Zachichotałem, powodując uśmiech na jego twarzy.
- Słuchałaś muzyki i zasnęłaś najwidoczniej. Musiałem Cię jakoś obudzić. - tłumaczy. - I jesteśmy spóźnieni. - dodał po chwili spokojnie wzruszając ramionami a moje oczy się rozszerzyły.
- Na prawdę? - zapytałam nie wierząc.
- Na prawdę. - powtórzył.
Nacisnął mój pas, który się zwinął i powoli się ode mnie odsuwając wyszedł zamykając ostrożnie drzwi i nie spuszczając ze mnie wzroku. Podszedł od mojej strony i otworzył moje bym mogła wyjść.
Gdy się myśli o szkole, przychodzi niechęć i znudzenie. Myślimy o szarych murach budynku w którym jesteśmy jak uwięzieni. Nie pozwalają nam być kreatywni i narzucają swoje zdanie, mało tego każą nam robić wiele rzeczy na które nie mamy ochoty i nigdy nam się to nie przyda. Nauka sama w sobie nie jest zła, choć dla mnie lekko straszna, bo nie wychodzi mi to najlepiej, a jednak lubię się uczyć niektórych nowych rzeczy, tych które mnie interesują i przydadzą mi się w przyszłości.
I właśnie trafiłam do tej szkoły. To szkoła moich marzeń. Mogę robić tu to co lubię. I choć wymagania są niezmiernie trudne - wolę posiedzieć parę godzin nad książkami niż uczyć się gdzie indziej, gdzie nie mogłabym tańczyć.
Byłam szczęśliwa..
Mało..
Najszczęśliwsza na świecie!
Cudowny i kochający mnie chłopak, wymarzona szkoła, nareszcie zero zmartwień, wreszcie. Tyle czekałam na ten moment w swoim życiu, by wreszcie niczym się nie martwić tylko tym czy dam radę wystąpić na scenie ale to był już najmniejszy problem i w sumie pikuś bo obok był Josh i moi przyjaciele.
Chciałbym tylko mój tata był tam ze mną..
Zawsze był dla mnie surowy, ale gdyby nie on nigdy bym nie tańczyła. Myślę, że gdyby zobaczył mnie po raz pierwszy na scenie, był by ze mnie dumny. Zawsze pragnął bym spełniała swoje marzenia..
Po chwili ze smutnych wspomnień wyrwał mnie uścisk dłoni Josha. Pociągnął mnie za sobą w stronę szkoły, a ja dotrzymywałam mu tempa.
- Co masz pierwsze? - zapytał mnie gdy weszliśmy do budynku.
- Um.. Chyba chemię. - mówię po chwilowym zastanowieniu.
Po schodach weszliśmy na piąte piętro, a Josh odprowadził mnie pod salę chemiczną gdzie odbywały się aktualnie moje zajęcia.
- Zadzwonię na przerwie. - pocałował mnie w policzek i zostawił pod drzwiami.
Otworzyłam je, a Pan Daniel sprawdzając obecność wyczytał moje imię
- Anna Rosse, spóźniona. - spojrzał na mnie surowo aż przełknęłam ślinę.
Zamknęłam ostrożnie za sobą drzwi i uśmiechnęłam się w łagodzącym geście, który nie pomógł.
- Przepraszam.. - szepnęłam i ze spuszczona głową poszłam do ławki.
Usiadłam przy ścianie razem w ławce z Emillią.
Obracając się, wzrokiem ogarnęłam cała klasę i nastolatków w niej. Ze znajomych mi twarzy była tylko Emillia, Justin, a bok niego Merinda, która mierzyła mnie spojrzeniem zabójcy pilnując swego terytorium i chłopaka.
Moją uwagę przykuł nauczyciel który skończył sprawdzać obecności wstał od biurka stając pod tablicą.
- Pierwszy w dzienni jest..(?) - pozwolił dokończyć, a Justin wstał i spojrzałam na niego kątem oka. - Bieber, będziesz w parze - pewna siebie Merinda wyprostowała się - z naszą nową Anną.
Zaniemówiłam i moje oczy się rozszerzyły. Poczułam jak moje serce podskoczyło razem z ciałem i widziałam jak Merinda zabija mnie na wszystkie możliwe sposoby w swojej wyobraźni. To nie mogło się skończyć dobrze.
Zdobyłam się jednak na odwagę i obróciłam się w tył.
Dziewczyna patrzyła na mnie z czystą nienawiścią tak jak się spodziewałam, natomiast chłopakowi było to obojętne - wnioskują z tego, że rysował coś wyimaginowanego na ostatniej stronie w zeszycie.
Pan D. wydzielił mam tematy i wytłumaczył na czym praca będzie polegała. Była stosunkowo prosta, taki temat wylosował Justin, lecz przerażał mnie fakt, że będziemy musieli go zrealizować razem.  (...)
*20 minut później*
Nareszcie słysząc dzwonek spakowałam zeszyt do torby i chcąc wyjść z klasy mało nie wpadłam na kogoś.
- Oh.. - zaczerpnęłam gwałtownie oddech i zatrzymałam się plecami na kimś. Obróciłam się powoli i moim oczom ukazał się Justin jakby wyrósł z podziemi. - Wystraszyłeś mnie! - powiedziałam głośno z pretensją.
- Przepraszam, nie widziałem cię.
A więc teraz jestem taka malutka i drobna?
Powiedziałabym coś na ten temat, ale nie miałam siły się kłócić i podważać jego słowa.
- Może się spotkamy u mnie, by zacząć robić projekt? - (jak zawsze) uśmiechnięty dal mi odpowiedź na moje jeszcze nie zadane pytanie czemu mnie puści już.
Iść do domu brata mojego chłopaka? O nie! Co to, to nie! Wolę zaproponować kawiarnię.
- Nie lepiej u mnie? - szybko jednak zrezygnowała z miejsca publicznego gdyby miał nas zobaczyć Josh, Lepiej by nie wiedział dla własnego, moje i Justina zdrowia.
Ale czy to aby dobry pomysł zapraszać go do domu?
Już za późno..
Może odmówi jeszcze.
- Jasne. To po szkole do ciebie wpadnę.
Cholera! - klnę w myślach.
- Dobrze. - potwierdziłam lekko skinąwszy głową i delikatnym wymuszonym uśmiechem. - Przepraszam, ale ja muszę już iść, Emillia na mnie czeka. - skłamałam, próbując delikatnie spławić bruneta.
Poprawiłam torbę na ramieniu, a Justin się odsunął.
Wyszłam z klasy, skierowałam się do stołówki, ale poczułam, że ktoś blisko mnie idzie. Szłam mimo to przed siebie by pozostać niezdradzoną. Gwałtownie się odwróciłam przed drzwiami stołówki, ale nikogo nie było. Rozejrzałam się dookoła, każdy zajmował się swoimi sprawami i nikt nie zwracał na mnie szczególnej uwagi.
Ktoś sobie ze mnie robił głupie żarty, albo zwariowałam już.
To drugie jest bardziej prawdopodobne.
Postanowiłam pójść jednak zjeść śniadanie czując doskwierający głód, a w tedy mój telefon zawibrował w kieszeni.
No bez kitu.. Nie mogę już w spokoju dotrzeć na tą cholerną stołówkę?
Wyjęłam telefon i szybko wyszłam na pusty dziedziniec by odebrać.
Spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniał jedynie napis "NUMER ZASTRZEŻONY". Nacisnęłam bez większego wahania, zieloną słuchawkę i przystawiłam telefon do ucha.
- Halo.
- Obserwuję Cię. - usłyszałam nieznajomy głos.
Moje oczy się rozszerzyły, a brzuch ścisnął.
- Z.. Z kim rozmawiam? - spanikowana pytam.
- Nie próbuj mnie zaskoczyć. Wiem w co próbujesz grać. Nie uda Ci się to. - zagroził nieznajomy i rozłączył się.
Moje serce było szybkie, biło jak zwariowane. Nie wiedziałam kto to, ani co to znaczyło. Przez głowę przebiegło mi tyle myśli, że sama z siebie zaczęłam wariować.
Byłam gotowa do biegu by znaleźć Josha, by mu wszytko powiedzieć i by coś zrobił, Ale nagle dostałam SMS'a.
Znów NUMER ZASTRZEŻONY.
Przełknęłam ślinę i odruchowo przesunęłam palcem po wyświetlaczu, na którym się ukazała wiadomość.

          NUMER ZASTRZEŻONY
          8:58, 22 czerwca 2014
          Radzę tego nikomu nie mówić, mam
          Cię na celowniku.
          Kotku, spójrz na swój biust.

Moje serce podeszło pod Gardło, a oczy skierowały się w dół, na mój dekolt na którym widniała czerwona kropka lasera z profesjonalnej broni snajperskiej.
Spojrzałam w górę. W ziemi wrastały potężne betonowe mury szkolnych wieżowców, a przestrzeń tworzyła nie duży dziedziniec.
Byłam tu jak zamknięta.
Obróciłam się w okół swojej osi, przeskalowując każdą szarą ścianę po kolei. Ostrożnie i powoli się poruszałam by nie zrobić zbyt gwałtownego ruchu, który nieznajomy może źle odebrać.
Moje serce się prawie zatrzymało gdy poczułam czyjś uścisk na ramieniu i ukucie w dole pleców. Oczy zaszły łzami, a źrenice się powiększyły gdy słońce zaczęło mnie razić. Przestałam oddychać i gwałtownie osunęłam się na ziemię.

piątek, 25 lipca 2014

ROZDZIAŁ 29

 - Dzień dobry, Piękny. - wyszeptałam cicho w jego usta, widząc, że otwiera oczy. Jego nie przytomne miętowo zielone tęczówki spotkały moje i źrenice mimowolnie rozszerzyły się. - Jak się spało? - zapytałam z troską.
Josh ziewnął lekko się przeciągając i potarł dłońmi twarz, wyjmując ręce spod kołdry.
 - Dobrze, ale można byłoby jeszcze. - zaproponował, obejmując mnie ramieniem i łaszcząc mój nos, ocierając o niego swoim. Zachichotaliśmy razem, a Josh nie miał chyba zamiaru przestawać, więc zaczęłam się już głośno śmiać, nie mogąc się powstrzymać. .
Josh zawisł swoim ciałem nade mną, nie przestając łaskotać mnie nosem po policzku, schodząc na szyję i niżej.
 - Josh... Przestań! - krzyknęłam na niego, ze śmiechem i bólem brzucha. - Josh... - wydałam z siebie śmiech jeszcze głośniejszy od dotychczasowych, gdy Josh palcami łaskotał boki mojego ciała. Wygięłam ciało w łuk, zrywając kołdrę z nas. Zimne powietrze nas dotknęło naszych ciał, lecz Joshowi nie przeszkadzało nawet zimno. Śmiałam się jak oszalała! Mój brzuch był pełen powietrza i motyli, a policzki paliły rumieńcami.
 - Josh, proszę przestań! - krzyknęłam, nie potrafiąc powstrzymać się od śmiechu. - To boli!
Josh ulegając pod moimi błaganiami, opadł swobodnie na łóżko obok mnie.
 - Dlaczego miałam przestać? - zapytał jak małe dziecko, robiąc biedną, smutną minę.
 - Bo zaraz idziemy do szkoły. - powiedziałam, podnosząc się z łóżka, a Josh na moje słowa, wgniótł twarz w poduszkę na znak niechęci. - Ubieraj się, Księciu. - warknęłam na niego, odwracając strony i przypominając sobie ostatnią sytuację, gdy użył tych samych słów do mnie.
Josh zdejmując z twarzy, przewrócił leniwie oczami nie mając zamiaru wstawać. Wskoczyłam na niego energicznie, siadając okrakiem na jego biodra. Położyłam całe dłonie na jego odsłoniętej klatce piersiowej, podtrzymując się zawisłam nad jego ciałem. Machnęłam mocno głową, zarzucając wszystkie włosy na jedną stronę, pozwalając im swobodnie zwisać i łaskotać go po twarzy.
Chłopak zaciekawiony tym co robię, bacznie mnie obserwował.
Na mojej twarzy pojawił się figlarny uśmieszek, a oczy zmusiłam do najdzikszego i pełnego pożądania, spojrzenia.
 - Lubisz być na górze, prawda? - zapytał ironicznie, z chamskim uśmieszkiem. Na mojej twarzy pojawił się delikatny rumieniec. - Nie denerwuj się tak, Kotku. Złość piękności szkodzi. - zagruchał, nadal bez krzty powagi. A jego oczy mówiły same za siebie.
Próbując jak najlepiej udawać, posłałam mu swoje słynne, uwodzące spojrzenie, a moje kąciki ust się lekko podniosły, w promienny, dominujący uśmiech.  Wychyliłam się mocniej w jego stronę, dając mu sygnał do działania.
Powstrzymałam Josha, wychylającego głowę ku górze, próbującego mnie pocałować. Nie mogłam mu dać tej satysfakcji, więc się uniosłam.
Josh nie opierał się, rozumiejąc moje sygnały, wysyłane do niego. Schyliłam się ponownie, dotykając wargami skóry na najczulszym miejscu, na szyi.
 - Chcesz tego? - zapytałam szeptem, składając lekkie pocałunki blisko jego ucha. Z jego rozchylonych ust wydobył się delikatny jęk, dając mi wystarczającą odpowiedź na moje pytanie. - Ale musimy iść do szkoły. - powiedziałam podniesionym głosem wprost do jego ucha z pełną powagą w głosie, a moje ciało podniosło się. Założyłam ręce na piersi, stojąc przy łóżku i patrząc na zdezorientowanego chłopaka, do które najwidoczniej dopiero dochodziło to co do niego powiedziałam przed sekundą.
 - Co to do kurwy znaczy? - w błyskawicznym tempie stał już przede mną. Blisko. Za blisko.
 - Słyszałeś. - powiedziałam pewna siebie, patrząc mu w oczy. Oddychałam cicho i starałam się powoli, by Josh nie zauważył, że moje tętno i oddech przyspieszyły. Nasze klatki piersiowe były mocno ściśnięte ze sobą, a jego kolano znalazło się pomiędzy moimi nogami.
Trzymając mnie jeszcze parę minut w napięciu, odsunął się ode mnie, wciąż z tym samym wyrazem twarzy.
Odetchnęłam z ulgą, gdy wygrałam pierwszy raz z Joshem. Zwycięski uśmiech zagościł na mojej twarzy, nareszcie udało mi się zrobić to czego się wcześniej tak bałam. Postawić mu się.
Josh zaczął się ubierać, a ja skierowałam się do łazienki. Przebrałam się i poprawiłam makijaż. Rozczesując włosy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Pozwoliłam sobie zgadywać, że to Josh.
 - Aniu, - nie myliłam się. - mogę wejść? - zapytał słodkim tonem, od razu zmieniając mój humor.
 - Skoro musisz. - użyłam lekkiej ironii, tak na prawdę w duchu uśmiechając się sama do siebie.
Drzwi się otworzyły, a Josh pewnym krokiem wszedł do środka. Próbując nie zwracać uwagi na niego, układałam włosy, gdy on robił to samo obok.
Zawadiacko stuknął swoim biodrem o moje, aż odskoczyłam od lustra, a raczej zostałam wypchnięta. Wziął mój żel do włosów i zmierzwił wilgotnymi palcami swoją grzywkę, stawiając ją na tak zwanym "jeżu" i na spokojnie przeglądał się w lustrze, od którego mnie odepchnął.
Założyłam ręce na piersi, a na mojej twarzy pojawił się grymas, obserwowałam uważnie jego poczynania.
 - Coś Ci nie pasuje? - zapytał chamsko i spojrzał na moją częściowe odbijającą się w lustrze sylwetkę.
 - Możemy już jechać? - odpowiedziałam pytaniem na jego, już całkowicie zniecierpliwiona czekaniem i patrzeniem jak się pindruje.
 - Tak, - ostatnie pociągnięcie za końców. - weź książki i jedziemy. - powiedział, obracając się do mnie. Rzucił mi ostatnie spojrzenie i podszedł do drzwi, zatrzymał się przy nich, zauważając, że nie idę.
Potrząsnęłam głową i wyrywając się z hipnozy jego oczu chwyciłam za torbę. Podeszłam do niego, a on otworzył przede mną drzwi. Zeszliśmy na dół, Josh jak dżentelmen wziął mnie pod rękę, a ja spojrzałam na niego w górę zdezorientowana. Schylił głowę ku mnie i uśmiechnął się najsłodziej jak mógł. - Dzień dobry, - spojrzał za mnie, a jego uśmiech nie znikł. - Pani Rosse, miło mi Panią poznać. - wyciągnął dłoń w jej kierunku, obracając nasze ciała o 90 stopni w prawo. - Anna bardzo dużo mi o Pani opowiadała. - na moje policzki wkradł się lekki rumieniec, a oczy powędrowały z powrotem na Josha, domagając się wyjaśnień kłamstwa, rzuconego wprost w moją matkę.
Ale jednak nie potrafiłam zaprzeczyć. To co mówił do tej pory stawia mnie w bardzo dobrym świetle, powinnam dać mu działać.
Spojrzałam na Mamę i lekko się uśmiechnęłam, choć nie miałam na to ochoty. Widać było po niej jaka zdziwiona była cała tą sytuacją, nawet nie wykrztusiła z siebie ani słówka, a ona nie należy do tych ludzi, którzy nie mają nic do powiedzenia. Jest zupełnym przeciwieństwem. Dlatego też zdziwiła mnie jej postawa.
 - A mi zapomniała o tobie wspomnieć. - spojrzała na mnie chcącym wyjaśnień wzrokiem. Moje policzki już płonęły, a w środku cała dygotałam i pojawiło się tam stado motyli. - Szkoda. - dodała.
 - Ostatnio jesteś bardzo zapracowana, - powiedziałam w bronie i przy okazji wypomniałam jej błąd macierzyński, z którego bardzo dobrze zdawała sobie sprawę. - nie chciałam Cię męczyć. - atmosfera stała się napięta, a powietrze stawało się co raz gęstsze z każdym słowem.
Moja Matka oderwała ode mnie wzrok i znów spojrzała na mojego nieziemsko przystojnego chłopaka. Lubiłam sobie przypominać jakim szczęściem dla mnie jest.
 - A od kogo jesteś? - zmieniła niewygodny dla niej temat.
 - Od Stephens'ów. - odpowiedział dość obojętnie, z ciągle skupioną uwagą na mnie.
 - Twój ojciec to może Jeremy Stephens? - zapytała lekko nim rozkojarzona.
 - Tak. - odpowiedział oraz pokiwał twierdząco głową a jego odpowiedź nabrała pewność. Był taki pewny siebie.
 - Znamy się od czasów studiów! - podekscytowana prawie podskoczyła w górę.
 - O... - Josh przeciągnął w zdziwieniu, a ja wyczułam w tym lekkie kłamstwo, zapewne musiał o tym wiedzieć. - To ja może przypomnę ojcu o starej przyjaciółce? - zasugerował, puszczając oczko, a moja matka się rozpływała pod tym gestem.
 - Tak! - potwierdziła, chyba próbując być poważną. - Chętnie spotkam się z Jeremym na kawie. - Josh twarz bardziej promieniała, z satysfakcją umówienia naszych rodziców na randkę. Choć zapewne on, by tego tak dosłownie nie ujął i mnie skarcił.
Do pokoju weszła Łucja, a twarz Josha skamieniała na niej. Strach można było wyczytać z jego oczu. Czyli to jednak prawda? Moja twarz natychmiast posmutniała na tą myśl.
 - Musimy już iść do szkoły. - odparłam cicho, widząc, że Josh nie jest w stanie wydusić z siebie ani słowa i szuka bezradnie pomocy błądząc spojrzeniem po naszej trójce, trójce Panienek Rosse.
Zanim otrzymałam odpowiedź szybko pociągnęłam Josha za drzwi. I byliśmy już wolni. Uf... .
Wsiedliśmy do jego samochodu, Josh z dużą prędkością ruszył, kierując się w miasto i wyprzedzając każdego po drodze. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, a spojrzenie utkwiło na drodze. Siedziałam prosto, oparta o skórzany fotel próbując być cicho by go nie zdekoncentrować. Dyskretnie włożyłam do uszu małe, białe słuchawki i podłączyłam je do odtwarzacza Mp3. Włączyłam swoją ulubioną piosenkę i opierając głowę o zagłówek wtuliłam się bardziej w fotel i zamknęłam oczy.
 *Josh*
Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa! I jeszcze raz KURWA! - tylko to słowo chodziło mi teraz po głowie. 
Łucja - jedna z cholernych sióstr Rosse! Jaka ona jest kurewsko ładna! Dlaczego musi być akurat jej siostrą?! Są do siebie nie podobne!!! A może... Te ich czekoladowe oczy, w których tez przed laty zakochał się mój ojciec. Te trzy kobiety są takie inne! A może jednak podobne? I z każdą mnie coś łączy, a jak nie mnie to mojego ojca. A one przecież ze sobą mieszkają! Pieprzone Panny Rosse! No kurwa, to jest pech!
Podsumując...
Łucja - była dziewczyna.
Pani Adele - była mojego ojca.
Anna - no tak Ania, moja dziewczyna,z którą wszystko może się popsuć przez ta dziwkę, także zwaną jej siostrą.
Nie mogę powiedzieć, że z Anną jestem do końca szczery, ale z kim bym był? 
W sumie nie najgorzej się z nią pieprzy i ma fajne ciało, więc jest czym się pochwalić przed kumplami. Ale czy chcę żeby była tylko ozdobą na moich kolanach? Zabawką, która robi wszystko na co jej karzę? Bo na razie na to wychodzi.
Ale ostatnio jestem chyba inny, chyba za dużo czasu z nią spędzam. Dziwnie się czuję, gdy Ania jest obok, jestem cierpliwy jak nigdy i chyba inaczej patrzę na innych, może jestem miły dla nich? Ha Ha Ha! Miły? Ja? No dobra, dobra! Nie będę już oszukiwał samego siebie, bo to do niczego nie prowadzi. Jestem podły, chamski, wulgarny, porywczy i zwłaszcza niecierpliwy. I nic nie czuję do tej dziewczyny, robię jej tylko złudna nadzieję. Co mi obecnie odpowiada.
Taki już jestem. Kochaj i milcz, albo mów i nie żyjesz. 
Moja kolejna zła cecha - kocham zabijać! 
I nawet czasem chciałbym tak Annie ukręcić kark! Potrafi być tak kurewsko denerwująca! Ale... Nie jestem pewien czy potrafiłbym zrobić jej krzywdę. 
Gdy ostatnio mnie pocałowała przeszła jakaś dziwna i nie znana mi dotąd energia przez nasze ciała. Nigdy nie czułem czegoś takiego! To spowodowało, że mój żołądek wywrócił parę fikołków, a oczy nie widziały nagle nic... Prócz Ani. 
To było mega dziwne! Ale... Chciałbym to powtórzyć. 
Widząc, że Ania ma zamknięte oczy i słuchawki w uszach postanowiłem coś sprawdzić. Zabawić się w małego odkrywcę, zrobić eksperyment. 
Podjechałem pod szkołę, nie gasząc silnika, by nie otworzyła oczu. 
 - Aniu, słyszysz mnie? - odpiąłem pas i pochyliłem się nad nią. Nie usłyszałem odpowiedzi, a jej ciało nawet nie drgnęło. Nie słyszała mnie, a więc chciałem to sprawdzić. - Kocham Cię, Anno.. - wymusiłem z siebie ciężko i cicho. I zamykając oczy, pochyliłem bardziej głowę, złączając nasze wargi razem w delikatnym pocałunku. Poczułem jak jej usta odwzajemniając to. Ania położyła swoją ciepłą, gładką dłoń na moim policzku, a ja poczułem  jak jakaś energia przeszywa nasze ciała przez nasze usta i jej dłoń. 
I już miałem pewność. 

środa, 28 maja 2014

ROZDZIAŁ 28

 * Anna* 
                                                                            01.46, w lesie

Biegłam ile tylko sił w nogach, pomiędzy drzewami. Czułam jak jest blisko z każdym krokiem. Mój oddech był nierówny ze zmęczenia, a płuca ściśnięte. 
Nie przestając biec odwróciłam głowę, by zobaczyć mężczyznę biegnącego za mną. Moje nogi nadal nie przestawały szybko biec po mokrej powierzchni. 
Mój wzrok skierowany ponownie za siebie nie uwierzył... Nikogo nie było! 
Zrobiło mi się gorąco... I nagle wpadłam na chłopaka, dokładnie w jego ramiona. 
Zaczęłam krzyczeć, a on przysłonił mi usta swoją dużą dłonią. Moje włosy opadły mi na twarz, nic nie widziałam i próbowałam się uwolnić, ale jego silne ramiona wciąż mocno mnie trzymały w uścisku. 
Zaczął odgarniać moje włosy z twarzy, a ja korzystając z okazji zaczęłam się wykręcać z jego zamknięcia i ponownie krzyczeć. 
Spojrzałam na chłopaka, i stopniowo się uspokoiłam.
 - Uspokój się i bądź cicho ! - uspokajał mnie Josh, przykładając do moich ust wskazujący palec. Odsłonił moje usta, nadal trzymając mnie w uścisku i wpatrując się w moje czekoladowe tęczówki. 
Mój oddech stopniowo się zwalniał , a oczy utkwiły na twarzy chłopaka.  
W głowie nadal miałam obraz osoby która mnie goniła, gwałtownie oplotłam rękami jego talię wtulając policzek w jego tors. Poczułam jak oplata moją małą postać ramionami, dając przy tym poczucie bezpieczeństwa.  
Moje roztrzęsione ciało drżało z zimna i strachu, pociągnęłam nosem i wzięłam głęboki oddech.  Poczułam jak zimne powietrze trafia do moich płuc.
 - Josh, proszę zabierz mnie stąd.  - wyjęczałam  prawie przez płacz,  nie uroniając ani jednej łzy. Nie chciałam tam już być,  ten człowiek mnie wystraszył, bałam się być z Joshem, gdy ktoś ciągle nas obserwował... Ktoś kto odważył się podejść tak blisko. - Proszę .. - wymusiłam z siebie bardzo cichutko. Josh mocniej zacisnął ramiona wokół mojej niskiej sylwetki, co spowodowało u mnie delikatne i ciche jękniecie. 
Było  lepiej gdy był blisko, był silny i wiedziałam, że zawsze mnie obroni ,i nie pozwoli nikomu skrzywdzić. Ale dzisiaj jego obecność mi nie wystarczyła... Chciałam zniknąć z tego miejsca i znaleźć się w domu, pod cieplutką kołdrą, pośród poduszek. 
Myślami wędrowałam do miejsc gdzie chciałabym być, jak najdalej stąd. 
Zmarznięta byłam wtulona w tryskające ciepłem ciało Josha, moja szczęka zaczęła chodzić w górę i w dół stukając zębami o siebie. Chłopak widząc, że nie jestem w stanie się ruszyć, podniósł mnie i zaniósł do samochodu. Zamknął drzwi i otwierając bagażnik, wyjął  coś z niego, i ponownie otwierając moje drzwi okrył mnie dużym czerwonym kocem. 
Wsiadł na miejsce kierowcy i bez słowa włączył silnik, po czym skierował na mnie wywiew ciepłego powietrza. 
Patrząc na mnie nadal się nie odezwał. Usta miał zaciśnięte w wąską linię, a oczy błyszczały w różnych emocjach. 
Po paru sekundach braku mojej reakcji, wydął wargi i chwytając za biegi  wyrzucił jedynkę, a drugą ręką mocno trzymał kierownicę. 
Zabierając rękę z wajchy, zgasił górne światełko, a ciemności w samochodzie przerwały kolorowe światełka na desce rozdzielczej. 
Josh miał ciemną twarz, a jej wyraz nie przedstawiał żadnych uczuć. 
Patrzyłam z powagą ,na każdy wykonywany przez niego ruch. Gdy po jakimś czasie zaczął mnie boleć kark od niewygodnej pozycji. Oparłam głowę o bok siedzenia podkładając pod policzek rękę. 
Nadal obserwowałam na Josha, który wciąż nie zwracał na mnie uwagi. Wygodna dla mnie cisza, otaczała nas a przez szklany dach auta widać było świecący na nas księżyc na bezgwiezdnym niebie. Josh wyglądał cudownie, idealne różowe usta, które mogłabym wiecznie całować. Przykładałabym jego ciepłe wargi do swoich, delikatnie je muskając, by rozkoszować się ich smakiem. Patrzeć w jego miętowo zielone oczy i zanurzyć się w ich głębi, dotykać jego nagiego torsu i wbijać paznokcie w skórę pleców, dodatkowo patrząc jak otwiera usta z rozkoszy, wydając z nich głośny soczysty jęk. Przygryzać jego skórę milimetr po milimetrze by go naznaczyć  i pokazać, że jest mój. 
Zamknęłam oczy zanurzając się w marzeniach pełnych romantyzmu i namiętności, obraz Josha w mojej głowie,  jak jego ręce jeżdżą w dół i górę mojego ciała. I ja wysysająca z jego skóry cały jej smak soczystymi pocałunkami przykładając swoje wargi do jego szyi. 
Byłoby cudownie. 
JA. 
ON. 
MY. 
SAMI. 
Z moimi myślami usypiałam Joshowi na fotelu. 
Dzisiejsze wydarzenia, to o wiele za dużo dla mnie.  Byłam przestraszona, zmarznięta i bardzo zmęczona. 
I pomyśleć, że miałabym spędzić Idealną noc z Joshem u niego w domu!
Ale jednak nie czułam się tam bezpiecznie, ktoś był blisko nas i zbierał poszlaki... 
Szukał kogoś, polował ... 
Ale na kogo ? 
 - Josh...(?) - wyjęczałam chrapliwie, z opadającymi powiekami.
 -Śpij. - powiedział delikatnie kładąc rękę na moim kolanie, zataczając  na nim malutkie kółka. 
 - Josh... - nie dałam za wygraną , a chłopak się uciszył . - Kto to był? O kogo mu chodziło? - zapytałam grzecznie, zmęczonym głosem, gdy Josh myślał nad odpowiedzią zapadła krępująca cisza, która ogarnęła przestrzeń między nami.
 - Nie wiem. - odparł zdesperowanym głosem. - Ale obiecuje, że na pewno się dowiem. - nienawiść i zemsta przesiąkła każde jego słowo, opuściłam sobie komentarze, bo nie miałam siły z nim dyskutować na jakikolwiek sposób. Chociaż i tak to Josh by wygrał tą kłótnię, był we wszystkim ode mnie lepszy. 
Czasami nawet się zastanawiałam, dlaczego on jest z taką dziewczyną jak ja. Ale jednak przy nim byłam całkowicie inną dziewczyną która była mi obca, byłam spokojna i opanowana. Hamowałam się przed powiedzeniem niepotrzebnych słów, których później bym naprawdę żałowała. Przy nim czułam motyle w brzuchu i nic nie mogłam mówić, nic robić, potrafiłam tylko patrzeć w jego oczy. Całować ciepłe usta i myśleć tylko o nim, za każdym razem czułam się uwięziona pod jego spojrzeniem... Jak.... Jak w zaczarowanej pozytywce, w której tańczyłam tak jak on chciał.  
Poczułam jak samochód się zatrzymał, ale nadal nie otwierałam oczu. 
Usłyszałam jak Josh zamyka za sobą drzwi i poczułam zimne powietrze z dworu, ciągnące się po moich nogach. Przeszył mnie dreszcz jak poczułam jego dotyk na swoim ciele, podniósł mnie przytulając moje ciało do swojego torsu. 
Otworzył wejściowe drzwi do mojego domu, jakby nigdy nic i nie zwracając uwagi na nic uwagi wszedł do środka.
Otworzyłam delikatnie ciężkie powieki, Josh kierował się na górę, nie zwracając uwagi na stojącą obok Łucję, która ciskała w niego wzrokiem pełnym nienawiści. 
Z powrotem zamknęłam oczy ze zmęczenia gdy Josh lekko mną rzucając położył mnie na łóżku.
Zdjął ze mnie swój koc i pozbył się moich niekoniecznie wygodnych butów oraz kurtki, okrył mnie dokładnie kołdrą i położył mi pod głowę poduszkę. 
Wchodząc kolanami na łóżko zdjął swoją koszulkę i rzucił na bok tam gdzie moje buty. Josh położył się obok mnie przysuwając moje ciało do jego torsu, by mnie ogrzać. 
Jego głowa znalazła się w zgięciu mojej szyi, delikatnie całując ścieżkę do mojego ucha.
-Dobranoc Księżniczko- wyszeptał mi cicho do ucha powodując, że moje ciało się rozluźniło i spokojnie zasypiałam w jego objęciach. 
Uśmiechnęłam się do niego w myślach i zasnęłam.

piątek, 23 maja 2014

ROZDZIAŁ 27

*Anna*
00:45, w lesie
Trzymałam naładowany pistolet w dłoni wysuniętej mocno przed siebie, a Josh poprawiał moją pozycję ciała. Stanął obok mnie i wpatrywał się w mój dezorientowany wyraz twarzy.
 - Pociągnij palcem za spust tak jak Ci pokazywałem. Radze trafić w drzewo!
 - Ale ... ale jak strzele w ciebie?
Josh zrobił zmęczono znudzoną minę.
 - A jak strzelę w ciebie? - przedrzeźniał mnie i się śmiał, lecz dla mnie to nie było zabawne. - Przecież stoję obok. - zapewnił surowo, wyrzucając ręce w powietrze, w oznace frustracji.
 - Ale...
 - No strzelaj! - przerwał mi. 
Pokiwałam głową i szybko oddychając, przełknęłam ślinę. Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę ciągnąc jednocześnie za twardy spust. 
Kula jakby w zwolnionym tempie wystrzeliła z lufy, którą lekko odrzuciło, i trafiła w drzewo... A raczej dwa metry od mojego celu, zawodząc Josha.
Stanęłam prosto, wpatrując się w drzewo z namalowanym sprayem czerwonym iksem. 
Josh próbując nie pokazywać swoich czerwonych od złości oczu, odwrócił się i podszedł do drzewa. Wyciągnął spray w kieszeni i poprawił go parę razy by był wyraźniejszy. Odwrócił się, a z oczy tryskał jad. Szczęka i pięści były zaciśnięte. 
 - To! To, jest, kurwa, iks! - pokazał palcem parę razy na zaznaczony na czerwony punkt, i krzycząc na mnie, próbował mnie zabić spojrzeniem. - A ty do cholery masz tu trafić! - wrzasnął głośno na co się wzdrygnęłam. - Rozumiesz, kurwa(!)? - energicznie pokiwałam głowa twierdząco, byłam przerażona jego reakcją. - To dobrze. - uśmiechnął się jakby nigdy nic i spokojnie zbliżając się do mnie, zaszedł mnie od tyłu. - Tego się tak nie robi, jak ty to zrobiłaś. - powiedział dziwnie troskliwie, obejmując mnie rękoma. Trzymał swoją ręką na długości z moją prawą, którą trzymałam ciężki pistolet. Złapał ze mną w dłoń broń i położył swój wskazujący palec na moim, leżącym na spuście. Podniósł troszkę wyżej moją rękę i słodko zaczął mi dyszeć do ucha, będąc bardzo blisko mnie i obejmując moje ciało. - Spójrz na punkt na drzewie. - wyszeptał mi powoli. Odchyliłam troszkę głowę, by spojrzeć. - Ale patrz nad pistolet, a nie obok. - z głosu znów sączył się jad, czułam jak jego szczęka się z każdym słowem mocniej zaciskała, a zęby zgrzytały. Wydłużyłam wszyję jak żyrafa i zobaczyłam czerwień nad końcem lufy. - Widzisz już? - zapytał z troską, czekając na odpowiedź. Skinęłam twierdząco. Josh po moim geście uniósł o minimetry moją rękę tym samym zasłaniając mi wszystko na co kazał się patrzeć.
 - Nic nie widzę. - wyrzuciłam cicho z zaniepokojoną nutą w głosie; Co on do diabła robił?


 - Ale go widziałaś. - wyszeptał mi do ucha cieniutkim głosikiem. - Strzelaj. - nakazał, zbliżając swoje usta do mojego ucha. 
Próbując mieć ciągle otwarte oczy , mój palec powoli zaciskał się na około spustu , a Josh  mocno go przycisnął, pozwalając mu się pociskowi uwolnić. Moje uszy rozsadził okropny dźwięk wydobywający się z lufy, zanim się zorientowałam, że kula znalazła się dokładnie w celu, odruchowo zamknęłam oczy. Otwierając je zobaczyłam tylko pistolet przed sobą,  stałam w tej samej pozycji co w trakcie oddania strzału. Nie czując za sobą obecności Josha, spuściłam rękę w dół ukazując przed sobą zagubionego chłopaka, przyglądającego się  drzewu. 
A więc teraz drzewo ciekawsze ode mnie ?  To, że nie umiem strzelać to nie daje mu powodu ,do prowokowania moich scen zazdrości. 
Odwrócił się do mnie twarzą , stając parę metrów ode mnie. Na mojej twarzy pojawił się nie neutralny grymas.
- Udało ci się,  Rosse. - wymówił z zadowoleniem wypisanym na twarzy.  Zafascynowany moją wygraną , podszedł do mnie, stając pół metra przede mną. Spojrzałam na niego niebezpiecznie, utrzymując minę pokerzystki. Podniosłam rękę ,w której trzymałam pistolet i wymierzyłamw jego stronę, by dać  mu znak,  że nie warto się do mnie zbliżać.  Nabrałam pewności siebie, gdy  odsunął się o krok w tył. - Przecież nie gryzę.- zapewnił , wymawiając to zdanie z ironią w głosie i rzucił mi łobuzerski uśmieszek. Mój grymas znikł z twarzy, i z lekkim wahaniem postanowiłam nie całować w swohego chłopaka.  Po paru sekundach patrzenia w oczy Josha, opuściłam broń w dół. 
- Nie miałam intencji cię zabić. Zbliżył się do mnie o parę kroków , czego chciałam uniknąć celując w niego.
- Umiesz się pieprzyć.- oblizał wargi, ciągle patrząc mi w oczy, i przyciągnął moje ciało do swojego ,chwytając dłonią za talię. - Umiesz się stawiać,  umiesz strzelać,  ale czy ...- jego twarz zbliżyła się do mojej - Ale czy .. potrafisz zaryzykować ? - wyszeptał mi uwodzicielsko  prosto w twarz. Czując jego miętowy oddech, dopiero  zauważyłam , że jego wargi prawie dotykają moich, a nasze klatki są mocno ściśnięte ze sobą.
- Jak masz zamiar to sprawdzić ? - spytałam Josha , wydmuchując ciepłe powietrze z płuc,  w jego rozchylone wargi. W jego oczach pojawiły się tańczące iskierki podniecenia i pożądania,  a usta aż prosiły się o pocałunek. Lecz nim zamknęłam oczy, i wygrałam wojnę ze swoim umysłem, ktoś zdążył nam to zepsuć.  Usłyszeliśmy zza siebie dźwięk migawki, Josh czujnie się odwrócił i wpatrując się w głąb lasu , jego ręka powędrowała do mojej,  odbierając mi tym samym pistolet. Puściłam broń z dłoni , nie chcąc sprzeciwiać się chłopakowi.  Josh powoli zrobił parę kroków w przód, pistolet  trzymał za plecami, mając ciągle palec na spuście, będąc w gotowości do oddania strzału. Nie odrywał wzroku od lasu, stopniowo krok po kroku, oddalał się ode mnie przyprawiając mnie o dreszcze rozchodzące się po całym ciele.
- Josh, się dzieje ? - zaniepokoiła mnie jego nieobecność przy mnie.
- Idź do domu, już ! - krzyknął, nakazując mi patrząc nadal w jeden punkt lasu. 
Patrząc się na niego jeszcze parę sekund, postanowiłam go posłuchać i odwróciłam się, by spokojnie trafić na miejsce. Starałam się iść jak najciszej, by nie zwracać na siebie jakiejkolwiek uwagi. 
W myślach miałam tylko całkowitą pustkę, pocierałam rękami o ramiona,  by dodać sobie choć odrobinę ciepła. Chłodny wiatr wcale mi w tym nie pomagał, moja szczęka zaczęła dygotać, a ciało całe się trzęsło. Z 30-stu stopni ,zrobiło się -10! 
Szłam prostą drogą, do domu Josha. Słyszałam szelest liści i szum wiatru,  miałam nadzieję, że nic mi nie grozi... No bo Josh, by mnie nie puścił , gdyby nie był pewien mojego bezpieczeństwa. 
Podobno za marzenia nie karają, prawda ? 
Próbowałam sobie to wszystko poukładać w głowie. 
Zza drzew wyłonił się dom Josha, a w nim zapalone światła, które zostawiliśmy.  Nie zdziwiłoby mnie gdyby teraz zza drzew wyłoniła się czarna ,masywna sylwetka mężczyzny w kapturze na głowie. 
Chłopak podchodził bliżej... I bliżej... Nagle obraz zrobił się bardzo realistyczny.  Moje skamieniałe na chwilę ciało,  odwróciło się, a moje nogi zaczęły biec w odwrotnym kierunku. 
Gdy tajemniczy chłopak przyspieszył, moje serce biło jak szalone, a oddech był szybszy. 
Przyspieszyłam starając się uciec z pola widzenia mężczyzny , ukrywając się za drzewa, ale on zrobił to samo. Mój żołądek ścisnął się, gdy usłyszałam coraz bliższe kroki za plecami. 
Ruszyłam biegiem jak najszybciej potrafiłam, lecz widocznie niewystarczająco ponieważ był bliżej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chciałabym na początku przeprosić, za tą chwilową przerwę i najmocniej podziękować mojej przyjaciółce, Julii, za to, że rozdział ten się tak szybko pojawił. 
Przepraszam i Dziękuję!
A więc przypomnę jeszcze z innych notatek, że to opowiadanie .. No nie wiedziałam o czym tak na prawdę będzie! Wiedziałam tylko że będzie o Justinie. Inaczej też z początków pisałam, teraz moje pisanie nabrało rozpędu i jest (moim zdanie) co raz lepsze, mówiąc o rozdziałach które są w trakcie pisania.
Przewiduję mniej więcej 60-70 rozdziałów. Na dzień dzisiejszy zaczęłam pisać rozdział 56! Wow, prawda? 
Tak, sama się sobie dziwię że tak dobrze mi idzie. W sumie już kończę, ale bardzo trudno się teraz pisze, z każdym słowem co raz trudniej, bo myśl o skończeniu pisania tego... No po prostu mnie przeraża! 
Bardzo dużo się nauczyłam dzięki temu, zyskałam nowe znajomości, fanów Historii Anny Rosse <3
To co teraz się dzieje.. No wiem że szału w tym nie ma, ale i tak jestem dumna, bo co dziennie słyszę pytania jak mi się chce i jak ja mogę tak pisać. Zadowalające jest gdy powiedzenie, że to przez nudę to wieludne kłamstwo! Uwielbiam kartkować swoje wszystkie zeszyty i czytać na nowo wszystko, Co prawda teraz oddałam ich większość (wyżyj wymienionej) Julii, bo mi pomogła z przypisywaniem, ale to na prawdę cudowne uczucie stworzyć coś co się komukolwiek podoba :)
Naprawdę dziękuję że jesteś cie ze mną tyle czasu. 
Ale muszę wam coś ważnego powiedzieć. 1 czerwca obchodzimy rok pisania!!!
Jestem dumna, jeszcze nie zwariowałam przez CAAAAŁY rok z moją bochaterką Anną, ale i prawdą jest że przejęłam gorsze cechy charakteru ;)
Naprawdę wam dziękuję i Julii i wy też powinniście jej podziękować, bo to właśnie dzięki niej w najbliższym czasie ukażą się nowe rozdziały.
Dziękuję za uwagę i życzę wam miłego piątkowego wieczoru :)
Ania ;*

środa, 23 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 26

(...)
 - U mnie. - powiedział zadowolony, trzymając mnie na rękach. Mocno trzymałam owinięte ręce w okół jego szyi, by nie spaść. Odwróciłam głowę i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Wszystko było takie jasne, takie ładne i nowoczesne. Szklane, podświetlane na niebiesko; kręcone schody. Białe jasne ściany, duże okna, które sprawiały, że dom był przejrzysty, zrobione z luster weneckich. Mocne, białe światła raziły w oczy. Wyglądało to pięknie!
Josh spokojnie mnie położył na podłodze, uśmiechając się do mnie.
 - A więc.. - przerwałam  i odwrócona; zbliżyłam się do niego, a palcem zaczęłam sobie kręcić jego białą koszulkę, owijając ją sobie. - Co robimy? - zagryzłam wargę, spoglądając mu w oczy. Bez żadnej reakcji, Josh patrzył się w moje i potem spojrzał na moją dłoń, wędrującą po jego klatce piersiowej.
 - Nauczę Cię czegoś. - powiedział, spoglądając z powrotem w moje oczy i ściskając mój nadgarstek, bym już go nie łaskotała.
Zrobiło mi się głupio.
kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi.
Mocniej zacisnął palce w okół nadgarstka. Moja ręka zaczęła sinieć, a jego oczy pociemniały. Zacisnął mocno szczękę, a uścisk rozluźnił lecz nie puścił jej.
*Justin*
Patrzyłem się na ludzi za oknem. Każdy był ubrany na fioletowo, widziałem plakaty ze swoimi podobiznami. 
Eh... To męczące; wszędzie gdzie bym nie był, będą tłumy ludzi krzyczących moje imię, oraz ludzi, którzy patrzą się na każdy mój ruch, patrzą się na ręce i czekają aż pokuszę się by zrobić mały błąd, by zrobić z tego międzynarodowy skandal.
Ale taka jest cena bycia idolem nastolatków na całym świecie.
Lecz nadal są przy mnie ludzie, którym mogę zaufać. I Merinda.
Uśmiechnąłem się do dziewczyny w złocisto złotych lokach, gdy swoją ciepłą dłonią ścisnęła z uczuciem moją. Wzdychając, pocałowałem ją w policzek, nachylając się nad jej drobnym ciałem.
 - Dobranoc, Merindo. - odchyliłem głowę, wpatrzony w jej oczy, pełne tańczących iskierek od błysków fleszy z zza szyby za mną.
 - Idź już Justin. - powiedziała z troską, gdy zauważyła, że drzwi za mną się otworzyły.
Pocałowałem jej dłoń, którą wcześniej gładziła moją rękę. Rzuciłem jej ostatnie spojrzenie z miłym uśmiechem i wysiadłem z limuzyny, zakładając kaptur podane przez Dana (mojego managera); skórzanej kurtki.
Wszedłem do hotelu pod zasłoną ochroniarzy z każdej strony. Wbiegłem do windy, by dostać się na górę, bez żadnych przeszkód po drodze.
Każdy myślał, że jestem z moją ekipą, która poszła schodami.
Sprytne - ktoś by pomyślał.
A dla mnie to było norma.
Moja stopa zaczęła w zniecierpliwieniu, stukać o podłogę.
4 piętro...
5 piętro...
6, 7...
O boże, zwariuję!
Jestem taki zmęczony, a ta winda jedzie tak wolno, jakby robiła mi to specjalnie!
 - Nareszcie! - krzyknąłem, gdy drzwi windy odsunęły się w dwie strony.
Ostrożnie wysiadłem z niej, by na nikogo nie trafić i szybkim krokiem zmierzałem na koniec korytarza, gdzie był mój apartament.
Chwyciłem za klamkę otwierając drzwi i zobaczyłem swoją matkę trzymającą w wysuniętej w moją stronę; kopertę.
 - To chyba do Ciebie, Justinie Drewie Bieberze! - powiedziała pełna optymizmu, na co ja nie miałem najmniejszej ochoty przez zmęczenie. Leniwie wziąłem białą kopertę.
 - Co to jest?
 - Przeczytaj... No już! - uśmiech na twarzy Pattie rozpromienił już chyba cały, dzisiejszy wieczór.
Nieufnie otworzyłem kopertę, rozrywając papier i rzuciłem go na podłogę widząc zawartość.
Wczytując się po raz kolejny w treść umieszczanej na kartce, zapytałem podekscytowanej, stojącej na przeciw mnie kobiety:
 - Czy to na prawdę nominacja do nagrody Grammy? - spytałem nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje.
 - Tak! To nominacja do Grammy! Przysłana na twój adres, na twoje nazwisko! - zaczęła wrzeszczeć z radości, a ja jedyne co robiłem w tym momencie to jak słup gapienie się w swoje nazwisko na kartce.
Zanim się obejrzałem byłem w ramionach swojej uradowanej matki, skaczącej ze szczęścia.
W moich uszach rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, w których zobaczyłem Dana i resztę która towarzyszyła mu za plecami, którzy dopiero dotarli schodami na dziesiąte piętro.
I pomyśleć, że oni to robią dla mnie. W takich chwilach sobie uświadamiam, że gdyby nie oni dawno bym już zginął w tym wielkim świecie.
 - Co tu tak wesoło? - zapytał.
Otworzyłem usta by mu coś odpowiedzieć, ale moja matka mnie uprzedziła i pochwaliła się za mnie.
 - Justin został nominowany do Grammy! - wykrzyczała, rzucając mu się na szyję.
Podejrzane? Nie... Pattie ani Dan nie są z tych ludzi. To tylko przyjacielski uścisk i byłem tego pewny.
Nagle cała epika zaczęła się cieszyć razem z nią. Wszyscy mnie ściskali i gratulowali, a ja tylko marzyłem kiedy w końcu wyniosą się z MOJEGO apartamentu i myślami byłem już w swoim łóżku. (...)
Gdy emocje opadły była już późna godzina. Przegadaliśmy całą galę. Wiedziałem już w co się ubiorę, kogo zabiorę, jaką piosenkę wykonam i komu podziękuję, jeśli zdobędę jakąś statuetkę, a jak wiadomo, moja ekipa wiedziała, że wygram, w co ja nie wierzyłem, więc zrobiliśmy zakłady.
Postawiłem, że nic nie wygram, ale będę wręczał nagrodę Rihannie.
Tak dla jaj.
Gdy opadłem ze zmęczenia na łóżko, w mojej głowie  pojawiło się jedno pytanie.
Kogo zaproszę jako osobę towarzyszącą?
Merindę...
Ale ona była chyba zbyt wstydliwa.
Nie chcę by w prasie na drugi dzień była na wszystkich okładkach szmatławców.
Zrobiłoby jej się przykro, gdyby była przez wszystkich wytykana palcami i wszędzie rozpoznawalna. To nie było by takie fajne dla tak zwykłej i prostej dziewczyny jak ona. Musiałem jej to jakoś powiedzieć, że nie może ze mną pójść.


sobota, 19 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 25

Wspominając wcześniejsze słowa Josha - "Chcę Ci pokazać swój świat", byłam pewna, że nie pożałuję tej decyzji i poszłam z nim do budynku.
Łapiąc mnie za rękę, Josh ciągnął mnie za sobą zbiegając z wysokiej, lekko stromej górki, śmiejąc się.
Trampki i mokre liście nie były dobrym połączeniem.
Czując jak spadam, próbowałam trzymać się ręki chłopaka. Ślizgając się, niezdarnie pociągnęłam Josha za sobą, niebezpiecznie spadając. Ciepło klatki piersiowej Josha pokryło moją, a nasze już złączone ciała kulały się w dół pagórka po mokrych liściach.
Aż u podnóża góry zatrzymaliśmy się, a roześmiany i chyba zadowolony(?) Josh leżał na mnie. Patrzyłam w jego błyszczące oczy, jego głowa była centymetry od mojej twarzy. Jego zielone tęczówki były takie rozgrzane i dzikie, lecz w tym momencie jakby przestały.
W miętowych oczach odbiło się, szybko znikające światło. Szybki błysk mignął przez jego oczy, a spojrzenie zwróciło się w tamtym kierunku. Wodząc wzrokiem za obserwowanym przez Josha punktem, odchyliłam głowę w tył.
 - Co to było? - wystraszona po raz kolejny spojrzałam na Josha.
Nic tam nie było, Ale sądząc po jego wyrazie twarzy, nadal zwróconym w tamtym kierunku, wnioskowałam, że się myliłam.
 - Nic. - powiedział do mnie chłodno, po czym dopiero spojrzał na mnie. Jego twarz mówiła wyraźne "Nic... Dobrego dla nas", sugerując tym samym, byśmy się stąd jak najszybciej zmywali.
A było tak przyjemnie. Gwiazdy, ja, on... Leżący na mnie.
Mentalnie się walnęłam w twarz, by już więcej tak nie myśleć.
Seks - Okej.
Seks w lesie - Już nie okej!
Kurwa, Anka! Ogarnij się! (Skarciłam się w myślach)
Josh nie chętnie wstał, otrzepał niewidzialny (magiczny) pyłek ze spodni i kurtki. Spoglądając na mnie, nie przestał wykonywać tej czynność i chyba zdziwił się, dlaczego ja nadal leże na tej mokrej ziemi.
Tak szczerze? Sama się nad tym zastanawiałam.
Josh wyciągnął w moim kierunku rękę, a ja nie chciałam jej chwycić. Przez dłuższy czas wisiała w powietrzu.
 - Ruszysz wreszcie swoją seksowną dupę, Księżniczko? - zapytał zniechęcony moją reakcją.
Podniosłam się na łokciach i zdążyłam wywrócić oczami na jego słowa, po czym wyciągnęłam swoją rękę w górę, chwytając jego dłoń. Josh pociągnął mnie do góry i mogłam stanąć na przeciwko niego. Słodko się uśmiechnęłam, próbując złagodzić sytuacją.
gwałtownie obróciłam się na piecie, gdy usłyszałam cztery pstrykania, nie zdążyłam zobaczyć reakcji Josha, który stał za mną.
Szybko kręciłam głową w poszukiwaniu źródła odgłosów. Moje tętno było szybkie i nagle z tą chwilą poczułam, że środki przestały działać, a ja zaczęłam trzeźwo myśleć.
Teraz wiedziałam, że ktoś nas obserwował i dokumentował nasze spotkanie. Robił nam zdjęcia, stąd wcześniej pojawił się ten błysk! To był flesz. Ale moja dedukcja nie zmieniała faktu, że tam w lesie ktoś był i ani ja, ani Josh nie wiedzieliśmy kto to.
 - Co to do cholery było? - podniosłam ton i prawie krzyknęłam, odwracając się do niego przodem. Otworzyłam szeroko oczy ze strachu i spojrzałam na jego twarz, podnosząc wzrok wyżej.
 - Nie ważne. - wychrypiał przez uchylone usta, patrząc się nadal w głąb lasu.
Gwałtownie chwycił mnie za ramię i ciężko stąpając po ziemi, pociągnął mnie za sobą. Żeby sobie nie nagrabić, szłam posłusznie za chłopakiem.
Gdy znaleźliśmy się już przed drzwiami musiałam zapytać! No musiałam! Musiałam!
 - Gdzie jesteśmy? - kurwa! Po co ja się odezwałam(!)?
Moja ciekawość kiedyś mnie zapędzi do grobu!
Musze chyba znaleźć nowe hobby.
Na przykład?
Używanie mózgu!
Josh spojrzał na mnie jak na kompletną idiotkę, którą właśnie się czułam w tym momencie, stojąc przed nim.
Powstrzymując słowa, których później by żałował, ścisnął usta w cienką linię. Otworzył przede mną drzwi i zrobił znaczący gest ręką zapraszając mnie do środka.
Skrzyżowałam ręce na piersi, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę, wypychając biodro na zewnątrz. na moje twarzy pojawił się grymas, a usta wygięły w lekki dzióbek. Podniosłam brew pytająco, chcąc uzyskać odpowiedź na wcześniej zadane pytanie.
Oczy Josha pociemniały  z wściekłości, a zaciskająca się szczęka, mówiła jak bardzo Josh nie chce dać upustu swoim negatywnym emocją.
Wywrócił oczami, rozluźniając się, zrobił krok do przodu. Stał poważnie, parę centymetrów przede mną, niebezpiecznie blisko. Wyprostowałam się by sprawiać wrażenie poważnej i walczyłam z nim o dominację wzrokową.
Nagle przewiesił swoją rękę przez moją szyję i złapał pod kolana, podnosząc. Przeszedł przez próg budynku ze mną na rękach, nogą zatrzaskując za nami drzwi, bez najmniejszego hałasu.
Spojrzał mi w oczy i łobuzersko się uśmiechnął, podnosząc prawy kącik ust wyżej od drugiego.
 - U mnie.

czwartek, 17 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 24

*Anna*
Szeroko otworzyłam dwoje oczu, z nieopadłej jeszcze ze mnie adrenaliny. Moje serce nadal biło bardzo szybko i mocno, wystukując swój własny rytm. Musiało minąć parą dobrych sekund zanim zorientowałam się, że trzyma mnie Josh, którego mocno trzymałam się karku. Wpatrywał się swoimi zielonymi oczami w moje rozchylone usta, którymi ciężko oddychałam.
 - Możesz mnie już postawić. - zapewniłam go.
 - Ale nie muszę. - powiedział dość obojętnie.
I postawił pierwsze kroki w stronę samochodu. Trzymałam się go mocno za szyję wpatrując się w jego miętowe błyszcząco zielone oczy. Postawił mnie delikatnie na ziemię, już przed drzwiami samochodu. Otworzył je przede mną i uprzejmym gestem wskazał środek pojazdu. Zapewnił moje wahania lekkim uśmiechem na twarzy, odwzajemniłam go i wsiadłam do samochodu. Zatrzasnął za mną drzwi i wsiadł obok mnie na miejsce kierowcy. Przekręcił kluczyk w stacyjce, poprawił wsteczne lusterko i wyjechał na główną drogę. Nic się nie odzywał, a jego oczy zastygły w bez ruchu na drodze.
Bawiłam się swoja bransoletką i zawieszonymi na niej czarnymi perełkami. Oparłam czoło o szybę okna i wpatrywałam się w znikające budynki i drzewa. Nie miałam pojęcia gdzie mnie wiezie, ale bynajmniej byłam pewna jednego. Wyjeżdżaliśmy z miasta.
Obserwowałam biegnące za nami gwiazdy i księżyc w pełni. To wyglądało pięknie. Hipnotyzująco. Czasem chciałabym by noc trwała wiecznie, a moja samotność wiecznie i jeden dzień dłużej.
Osoby, ludzie, wszyscy; mnie nie rozumieją. Zawsze zawodzą. Ja siebie rozumiem, wiem co sama chcę. Tylko tańczyć. To mój cel. To moja miłość. Taniec mnie nie zawiedzie. Tylko językiem ciała potrafię mówić i wyrażać emocje.
Ale coś w tym chłopaku siedzącym obok mnie było, coś czego nie umiem nazwać. Chciałam przy nim być, spędzać każdą sekundę bez najcichszego słówka i patrzeć się w jego oczy, bez najmniejszego ruchu.
 - Anna! - wybudził mnie głośny głos z moich głębokich zamyśleń. - Już jesteśmy. - kliknął palcami przed moją twarzą.
Gwałtownie na niego spojrzałam, rozumiejąc, że już  dojechaliśmy, a ja musiałam odpłynąć w czasie podróży. Odrywając od niego spojrzenie, otworzyłam swoje drzwi i wysiadłam, zatrzaskując je za sobą.
Znajdowaliśmy się w jakimś lesie (?). Nigdy tu wcześniej nie byłam, wpatrywałam się w głąb niego próbując coś szczególnego dostrzec.
Nie udało się.
Odwróciłam się, by zwrócić Joshowi uwagę, ale ten postanowił sprawić bym dostała zawału! Josha nie było w samochodzie, ani obok niego. Serce zaczęło mi szybciej bić ze strachu. Las wydawał się zrobić nagle taki ogromny, a ja taką malutka.
Wyszukiwałam spojrzeniem Josha. Nie było go.
Zaczynałam się coraz bardziej bać, lecz gdy poczułam ciepły oddech na karku; byłam przerażona!
Przerażona natychmiast odwróciłam się, a przede mną jak z podziemi pojawił się Josh, gdzie wcześniej gdzie przed paroma sekundami wpatrywałam się w to miejsce.
Spojrzał w moje szeroko otworzone, wystraszone oczy. Skamieniałam pod jego spojrzeniem i wpatrywałam się w tej pozycji i jego twarz, z której nie potrafiłam wyczytać żadnego uczucia.
 - Co Ci jest? - zapytał wpatrzony w moje oczy.
 - Pytasz się jeszcze co mi jest? - oburzona pytaniem wykrzyczałam mu w twarz, a sarkazm i ironia sączyły się z każdego słowa. - Przecież mnie wystraszyłeś! - wysyczałam. - Nie ważne. - wtrąciłam, widząc, że nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. - Po co mnie tu zabrałeś?
Josh oblizał spierzchnięte wargi nie śpiesząc się przy tym.
Nie powiem, że było ciepło. Bo nie było.
 - Chcę Ci pokazać swój świat. - wyszeptał seksownym tonem zbliżając się do mojej twarzy.
W lesie było słychać szelesty wydawane przez kołyszące się liście, ciche niepokojące szurania, oraz dźwięki, wydawane przez sowy, których było tu bardzo dużo.
Ciemności rozbijał księżyc rzucając na nas białe słabe światło.
Josh niebezpiecznie zbliżył głowę do mojej szyi. Usłyszałam jego gardłowy śmiech, który się odbił echem w mojej głowie i poczułam jak jego zęby zaciskają się na płatku mojego ucha, na co się wzdrygnęłam. Nagle złapał moją rękę oraz się odsunął. Spojrzał na mnie i odwrócił, pociągając mnie za sobą. Wyrównałam z nim tempo i trzymając go mocno za rękę, szłam z nim. W pewnym momencie zza drzew zaczął się wyłaniać wilki budynek, kształtem przypominający jego dom.
A w mojej głowie miliony myśli:
Po co tam idziemy?
Czy to na pewno jego dom?
Czy będziemy sami?
Kogo tam ewentualnie zastaniemy?
Czy mnie tam zgwałci jak rzekomo moją siostrę?
Zabije i porzuci zwłoki w lesie na pastwę wilków, których tu pełno?
A może wszystko po kolei?
Ten chłopak nie przestawał mnie intrygować. Na każdym kroku coś się z nim działo. W szkole mógł zrobić wszystko z rówieśnikami, tak samo jak i z  nauczycielami. A na mieście każdy omijał go szerokim łukiem, fajnie być tak blisko takiego chłopaka, choć wciąż czułam, że nic o nim nie wiem. I to sprawiało, że chciałam się jak najwięcej o nim dowiedzieć.
To aż zabawne, chłopak, z którym jestem tak blisko jest mi tak cholernie daleki.